środa, 11 lipca 2012

I pojechała...

Miałam luzik aż do poniedziałku, kiedy to właśnie musiałam w końcu spakować młodą na obóz. Stresik chwycił i nie chciał puścić, aż dojechała wczoraj po południu na miejsce. Małą nerw dopadł dopiero przed samym wyjazdem jak czekałyśmy na autokar. Jeszcze jej takiej nie widziałam. Zaniemówiła, a serduszko waliło jej tak, jakby miało wyskoczyć. Naprawdę prawie nic nie mówiła - osoby, które poznały moje dziecko zrozumieją moje zdziwienie.



Wieczorem zadzwoniłam do niej i dowiedziałam się tylko, że "długo jechaliśmy, a teraz piszę list do Ciebie i chciałabym skończyć"  No i tyle z rozmowy z córeczką.
Z pewnością dwa tygodnie bez żadnego członka rodziny dla 7,5 letniego dziecka to trochę dużo. Ale liczę, że pobyt tam pomoże jej się zahartować i usamodzielnić. Grupa składa się w większości z zuszków, więc obóz ma mieć charakter wypoczynkowy.  Poza tym obóz usytuowany jest w lesie, do morza podobno jest paręnaście minut spacerkiem. Przynajmniej dwa tygodnie wakacji nie spędzi przed telewizorem. Autokar został udostępniony przez naszego burmistrza na całe dwa tygodnie, więc mogą bez problemu robić sobie wycieczki w jakieś ciekawe miejsca. Dodatkowo i my skorzystamy, bo dojedziemy do niej kilka dni przed końcem obozu i rozbijemy się z namiotem gdzieś w pobliżu. Jak będzie chciała wróci z nami albo z grupą autokarem.

Na robótkowym froncie tylko rozgrzebane:
*bordowy sweterek z Reginy dla mnie,
*sweter z gruchą (na razie bez gruchy) z Gerlacha dla męża,
*zielony sweterek w paski z kilku grubych włóczek dla Laury - został jeden rękaw i nie mogę się zmusić do skończenia, ponieważ zaczęłam:
*Ruby z brązowej Medusy dla mnie.
*No i poszewka na poduszkę z Baby dla Laury.
*rozpoczęłam jedną skarpetkę i małą serwetkę
Kusi mnie jeszcze nowa futerkowa włóczka z Ximy w kolorze różowym. Ma z niej powstać śmieszny kudłaty bezrękawnik i getry. Nie mam pojęcia jaka jest jej wydajność, więc trudno powiedzieć na ile wystarczy mi pół kilogramowa testowa szpula.


9 komentarzy:

  1. Dziecku jest potrzebne takie oderwanie się od domu. Mnie serce też bolało ale przeżyłam i Ty też dasz radę:)
    Masz dużo robótek rozgrzebanych, ja robię jedną rzecz na raz:)
    pozdrawiam, Marlena

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój najstarszy miał 6 lat jak pierwszy raz pojechał na tygodniowe "zielone przedszkole". Wrócił jakby inny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To chyba powinnam się martwić? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie martw się dzieci sie szybko klimatyzują i nawiazują nowe przyjaźnie, nie dzwoń za często, ja dopiero zadzwoniłam po tygodniu a dziewczę potem opowiadało ze i tak drżała jej broda.

    OdpowiedzUsuń
  5. To jeszcze małe dziecko, widać na zdjęciu stres, kurczowo trzyma maskotkę. Dzieci są różne, jedne szybko się klimatyzują, inne tęsknią, ale teraz dzięki telefonom komórkowym kontakt z rodzicami jest możliwy w każdej chwili. Jeżeli ma tam jeszcze jakąś koleżankę, to będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Że zaniemówiła, to ja zaniemówiłam:) Dwa tygodnie szybko upłyną :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. będzie dobrze,mała jest przebojowa i nie da się skrzywdzić.Widzę Uleczko też ładną listę robótkową?pozdrówka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mamo-bądź dzielna.Dziecko powinno się hartować, przyzwyczajać do samodzielności i niezależności. Będzie dobrze, na pewno. Ja swoją córkę w wieku 6 lat wysłałam na pierwsze zimowisko - przeżyłyśmy obydwie (wtedy telefony komórkowe nie były dostępne, dzwoniliśmy tylko do ośrodka). Mam nadzieję, że obie przeżyjecie rozstani.

    OdpowiedzUsuń