poniedziałek, 22 lutego 2010

Żeby nie było, że się kompletnie lenię...

... pokazuję przydługi sweterek wydziergany dla małej. Przydługi, gdyż stwierdziłam, że właściwie niedługo będzie wiosna i za bardzo nie przyda się, a do jesieni mała jeszcze sporo podrośnie, więc trzeba dziergać z zapasem. Zdjęcie znowu beznadziejne, ale na prawdę nie potrafię zrobić jej porządnego, ciągle ucieka i chowa się jak jakiś dzikusek, albo robi tak głupie miny, że wolę nie pokazywać. Sweterek z gatunku tych łatwych i szybkich, z grubej włóczki (Elian Regina), podwójny ściągacz i ścieg gładki, robiony w całości bez zszywania, raglan od dołu. Ok. 7 motków czyli 35 dag włóczki na rozmiar mniej więcej 122/128, druty 6 i 7.

Przed balikiem

Na chwilę, zanim popędziła na górę do swojej grupy udało mi się ją złapać i sfocić na pamiątkę. Słonecznikowa królewna:

Na włosach ma takiego sporego materiałowego słonecznika, niestety na zdjęciu nie widać. Generalnie mogłam się bardziej postarać i dorobić dziecku jakąś dodatkową ozdobę, ale jestem leniwa i machnęłam na to ręką. Mała od dwóch miesięcy odliczała dni do baliku i na szczęście doczekała się. W przedszkolu od początku grudnia panuje ospa, więc strasznie się martwiłam, żeby Landrynki nie złapało w niewłaściwym czasie, bo chyba nie przeżyłaby takiego rozczarowania. Na szczęście na baliku, który odbył się tydzień temu była zdrowa, za to dzisiaj wieczorem odkryłam czerwone plamki :-( Przekichane, gdy nie ma w pobliżu nikogo, kto mógłby dopilnować dziecko. Z pracą jestem ugotowana. Pozostaje mi zamknąć sklep w ciągu dnia i pracować na popołudnia i wieczory, kiedy starsza siostra wróci ze szkoły. Może też uda się i na 2 dni przyjedzie moja siostra.

niedziela, 14 lutego 2010

Zimowy spacer

Co prawda pragniemy już wiosny, ale w niedzielę, gdy akurat nigdzie się nie spieszymy i nigdzie nie wyjeżdżamy, no i jest jasno, gdy jesteśmy we wsi, to zima nie jest taka dokuczliwa. Wówczas przypomina mi się, że trzeba korzystać póki jest śnieg, bo na 99% przez kolejnych parę lat będzie go jak na lekarstwo. A jak korzystać, to na saneczkach, niestety górek u nas nie ma, więc pozostaje spacer.


Droga do lasu:
Pierwsza wywrotka na potraktorowych koleinach:

Druga wywrotka:

Łapki zmarzły, więc tato pożyczył swoje rękawiczki:

Tata też zaliczył wywrotkę, gdy noga ugrzęzła w śniegu:

Od pewnego czasu rzadko chodzimy do tego lasu, przyczyna jest prosta - masa śmieci. Jednak tym razem śnieg sprawił, że o śmieciach w ogóle się nie myślało. Nawet w pewnej chwili przebiegły nam drogę 4 sarenki, ale nie zdążyłam zrobić zdjęcia, bo zaraz zniknęły po drugiej stronie lasu.

Gdy wyszliśmy z innej strony lasu zobaczyliśmy taki oto piękny domek. Wybudowany w ubiegłym roku. Ma nawet wbudowaną tablicę z datą.


Laurka zapozowała z bałwanem napotkanym pod lasem:


Tutaj mała zrobiła nam zdjęcie:
A tutaj tato uwiecznił, jaką ma silną córkę:
Na koniec orzełek, już na ogródku, żeby można było się szybko przebrać:
Pozdrawiam

piątek, 12 lutego 2010

Fantazjowania cd.

Dzisiaj wróciła Laura z przedszkola z pomalowanymi na różowo paznokciami (a jakiś czas temu z pomalowanymi na czarno)

- I co, znowu Nicola przemyciła do przedszkola lakier?
- ;-) ;-)
- Ciekawe, że pani nie zauważyła jak się malujecie, schowałyście się w toalecie?
- Nicola miała taki specjalny perfum, którym nas popsikała i stałyśmy się niewidzialne.
- Co ty powiesz, a tak na prawdę?
- Na prrrawdę, too znalazłyśmy takie tajemne psejście do malownika i tam się malowałyśmy i robiłyśmy sobie tatuaze.
- Laura, ale bajki opowiadasz, powiesz jak było?
- Schowałyśmy się w safie.

Szczerze mówiąc nie sądzę, żeby ostateczna wersja była tą prawdziwą, ale nie miałam już siły drążyć.

czwartek, 11 lutego 2010

Stare dobre? małżeństwo ;-)

Dziś mija 15 lat jak stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Niestety romantycznego wieczoru spędzić nie mogliśmy, bo po raz kolejny rocznica wypadła w tygodniu, a więc małżonek we Wrocławiu.
Za to romantycznie pozasuwałam znów z łopatą do odśnieżania, gdyż zima nie daje za wygraną. Łopata nowa, dzisiaj kupiona, można by rzec prezent rocznicowy sobie sprawiłam.
Nad prawdziwym PREZENTEM właśnie pracujemy i bardzo mocno ściskamy kciuki, żeby nasze marzenie się ziściło, nawet jeśli będziemy mogli się nim obdarować dopiero na wiosnę, a skorzystać w pełni latem. Czas pokaże.

poniedziałek, 1 lutego 2010

Czasem mnie zaskakuje...

Dzisiaj mała pożaliła się na koleżanki w przedszkolu.
"Moje kolezanki mnie nie lubią. Nie chcą mnie słuchać i zasłaniają sobie usy i dokucają mi. Tylko Zuzia, Oliwia i Malwinka tak nie robią. Ale mi było smutno i posłam do łazienki. Usiadłam na podłodze i pomodliłam się do Boga, tak po cichutku, w myślach..."


Kilka dni temu popuściła wodze fantazji:
- Dziaj w psedskolu były tylko suche bułki i chlebek z masłem.
- No jako to, a obiadku nie było?
- Nie było.
- Na pewno był, coś mnie tutaj czarujesz. A ziemniaczki i mięsko?
- Było malutko ziemniacków i tylko maluski dostały.
- Ej, co Ty opowiadasz, na pewno dostaliście obiadek.
- Nie, bo pana kuchaza nie było, a panie woźne nie potrafią gotować.
- Na pewno potrafią, przecież w domu gotują.
- Nie, w domu gotują ich męzowie...
Dodam, że tego samego dnia pani woźna pochwaliła Laurę, że wyjątkowo pięknie wszystko jadła ;-), a mała skubana mówiła bardzo przekonująco.